Zapełniając puste karty w historii naszego miasta i okolicy pragniemy przedstawić pewną historię, która przypomni o kilku latach życia rodziny Dezyderego i Weroniki Biernackich na Łysowcu – przysiółku wsi Dziekanowice nieopodal Działoszyc. Na załączonych [zdjęciach] zobaczycie kolejne etapy odbudowy młyna, zapory i elektrowni na Łysowcu, znajdziecie się w pomieszczeniu maszynowni, poznacie Adasia, zobaczycie Łysowiec dziś. Może pamiętacie te czasy, może na tych zdjęciach poznacie siebie lub swoich bliskich… jeśli tak to piszcie do nas a wspólnie ocalimy od zapomnienia kolejne wspomnienia.

Dezydery i Weronika Biernaccy na początku 1940 r. zostali wywiezieni przez okupanta do Generalnej Guberni. Wcześniej mieszkali w Kościanie (Wielkopolska),  gdzie Dezydery posiadał własny warsztat oraz sklep branży elektrycznej. Z zawodu był mistrzem – elektrykiem. Niemcy dali im nakaz spakowania najpotrzebniejszych rzeczy i wstawienia się w kilka godzin na dworcu kolejowym. Zima była ciężka z obfitym śniegiem sięgającym po kolana. Na dworcu byli już inni mieszkańcy Kościana, a przede wszystkim ci, którzy prowadzili jakąś działalność, m.in. zegarmistrz kościański. Załadowano wszystkich do wagonów bydlęcych i wywieziono w  nieznane. Po kilku dniach podróży w ciężkich warunkach pociąg zatrzymał się w szczerym polu. Kazano wszystkim opuścić wagony. I wtedy oczom wysiedleńców ukazały się liczne furmanki chłopskie z tubylcami, którzy przyjechali im  z pomocą. Biernackich i rodzinę zegarmistrza zabrała do siebie rodzina Stanisława Ciołki ze Starego Korczyna dzieląc się swoim skromnym mieszkaniem z wysiedleńcami. W 1941 r. Weronika Biernacka urodziła synka Adasia. Biernaccy byli bardzo wdzięczni miejscowym ludziom za udzielenie im schronienia. Dezydery, aby utrzymać rodzinę wynajmował się do różnych prac. Był człowiekiem dobrym i wesołym. Gdy szedł drogą kobiety pracujące w polu zagadywały go i wołały do niego „Panocku chodź pan, bo pan taki śmiszny”.

W tym czasie Niemcy doszukali się w dokumentach, że Dezydery jest fachowcem elektrykiem i dali mu nakaz pracy na Łysowcu nieopodal Działoszyc. Zadaniem jego było odbudowanie zburzonej elektrowni wodnej i uruchomienie młyna. Żmudna praca zaowocowała wreszcie odbudową zniszczonych urządzeń na Łysowcu. Stróżem w uruchomionym młynie był Antoni Nowicki, który mieszkał wraz z wielodzietną rodziną także na Łysowcu. W maszynowni elektrowni wodnej pracowali: Jan Wałek – tablicowy oraz Jan Kałat – robotnik tablicowy i elektryk. Odbudowana elektrownia w okresie dnia napędzała młyn, natomiast nocą zasilała energią elektryczną Działoszyce. Koło młyna znajdowały się dwa stawy, z których woda uzupełniała kanał turbiny elektrowni… Mąkę z młyna odbierały wojska niemieckie.  14 grudnia 1942 r. Biernackim urodziło się kolejne dziecko – Wojciech, ochrzczony w 1943 r. w kościele w Działoszycach. Nadszedł czas kiedy z Działoszyc zaczęto wywozić Żydów, którzy stanowili ponad 80% mieszkańców. Dwie bardzo ładne Żydówki, które uciekły z transportu, szukały pomocy chodząc od domu do domu, miały przestrzelone szczęki i okropnie cierpiały. Mieszkańcy w obawie o swoje życie  bali się udzielić im pomocy, aż w końcu z bólu same zgłosiły się na posterunek niemiecki. Dezydery w tym czasie pomógł uciec dwóm Żydom, którzy mieszkali w Działoszycach i byli odlewnikami. Obiecali mu, że jak tylko przeżyją wojnę to do niego przyjadą. Czekał na nich, czekał na wieści, był bardzo ciekawy jak potoczyły się ich losy. Niestety nikt nie dał śladu życia. Wspominał dzieciom ich nazwiska ale po latach i one zapomniały. 14 czerwca 1943 r. Biernackich spotkała straszna tragedia. W jednym ze stawów elektrowni utopił się ich synek Adaś. Miał wówczas 2 latka i siedem miesięcy. Przybyły po czasie na miejsce tragedii lekarz nie mógł już mu udzielić pomocy, mimo że dał mu zastrzyk. Adasia pochowano w rodzinnym grobowcu rodziny Piekarskich na działoszyckim cmentarzu. Zwłoki jego spoczęły w trzech trumnach, z których jedna była cynkowa, licząc się z ekshumacją po zakończeniu wojny. W pogrzebie uczestniczyło wielu mieszkańców Działoszyc.

Biernaccy na Łysowcu mieszkali jeszcze do marca 1945 r. Następnie wrócili do Kościana. Już po wojnie urodziły im się następne dzieci. Zawsze jednak, nawet po długich latach, wspominali Adasia, a wtedy łzy same spływały im po twarzy. Adaś był wyjątkowym dzieckiem, urodził się z dwoma ząbkami. W wieku dwóch lat był bardzo rozmowny. Bardzo lubili z nim dyskutować Żydzi, gdy Dezydery po niedzielnej mszy zachodził z nim do  baru na oranżadę. Dezydery i Weronika Biernaccy już nie żyją. Dezydery zmarł w 1984 r., a Weronika w 1991 r. Po latach córka Małgorzata przybyła tu na Ziemię Działoszycką w poszukiwaniu śladów swoich rodziców. Na miejscowym cmentarzu grobowiec rodzinny p. Piekarskich już nie istnieje. Odwiedziła miejscowy urząd oraz parafię. Jest bardzo wdzięczna za ciepłe przyjęcie przez ks. Proboszcza, który poświęcił jej dużo czasu oraz znalazł człowieka, który oprowadził ją po Łysowcu, gdzie przez kilka lat mieszkali jej rodzice, gdzie był młyn i elektrownia wodna. Oprowadzający ją Pan Ryszard Król do dziś mieszka na Łysowcu i pamięta czasy, kiedy mieszkali tu Biernaccy, pamięta również Adasia… Wspominał także o częstych przypadkach podpalania młyna w latach 60-tych XX w. Młyn doszczętnie spalił się w 1967/68. Pozostała cegła wykorzystana została na budowę remizy. Dwa puste stawy zarośnięte chaszczami jeszcze istnieją, natomiast po młynie, elektrowni, kanałach łączących zaporę, stawy z elektrownią pozostały tylko zgliszcza. Po domu, w którym mieszkali Biernaccy również nie ma śladu poza resztkami fundamentów. Pani Małgorzata wykonała wiele zdjęć tych pięknych, ale jakże smutnych dla niej stron. Pokaże je swojej rodzinie, pokaże miejsca gdzie przez kilka lat zapisały się karty dziejów jej rodu…

Na podstawie wspomnień Małgorzaty Boryny zd. Biernacka opracował Paweł Kamiński