Tajemnicze lochy
Od dawna mieszkańców Działoszyc intryguje sprawa lochów, które ponoć w rozlicznych rozgałęzieniach znajdują się pod ich miastem. Według ustnych przekazów wejście do lochów prowadzi z różnych miejsc – zza głównego ołtarza kościoła parafialnego, piwnic, skarp itp. Relacja naocznego świadka: W domu p. Jędrasikowej jest piwnica, na wprost księgarni. Przeszedłem okolo 10-12 m korytarzem o wysokości 2 m. Mury z cegly, sklepienie łukowate. Dalej, w stronę kościoła, przejście jest zamurowane. Jak budowano tutaj drogę, to je zasypano. Za dużym ołtarzem miało być wejście do tych lochów.
W pobliżu dawnego domu Klemensa Kuli – Kulińskiego i Darmasa (ul. Zakościelna) stwierdzono istnienie lochów prowadzących w stronę Jakubowic. Sklepione z czerwonej cegły przejścia, z kutymi bramami mają się również znajdować pod starą remizą strażacką (tzw. „szopą”), z wylotem koło tzw. księżych stawów. Podobno w czasie dużych upałów w lochach znajdowano ochłodę.
W przeszłości zdarzało się, że niespodziewanie zapadały się w Rynku autobusy, co tłumaczono tym, że pod nawierzchnią są rozliczne lochy.
Z przekazów ustnych znane jest wydarzenie z lat 20 -tych XX w. jakoby gdzieś w pobliżu działoszyckiego Rynku zapadła się ziemia. Jeden z miejscowych śmiałków, choć człowiek w podeszłym wieku , wziąwszy w rękę lampę naftową udał się widocznym przez wszystkich korytarzem na spotkanie z nieznanym. Śmiałek ów już jednak stamtąd nie powrócił i wszelki słuch o nim zaginął?
Przypuszcza się, że kościół pełniący także funkcję obronną miał dwa dodatkowe wyjścia, w stronę plebanii i miasta. Ze względu na swoje położenie ludzie znajdowali tutaj schronienie, być może przed najazdami Tatarów (1241), Szwedów (1655-57), Węgrów, Kozaków, Rosjan (1794), czy w okresie powstania styczniowego (1863-64).
Warto, by kwestią ewentualnych lochów zainteresować geologów i archeologów. Odsłonięcie, chociażby części tych unikatowych podziemnych tuneli, byłoby nie lada atrakcją turystyczną miasta i regionu.
Niesamowity rumak
W okresie najazdu szwedzkiego najeźdźcy opanowali prawie cały kraj i niemalże wszystkie zamki, w tym również w Pińczowie, który stanowił szwedzką bazę. Tutaj gromadzono zdobyte w okolicy łupy, spławiane potem Wisłą do Gdańska i dalej za morze.
Pewnego razu szwedzki oddział napadł na Działoszyce, a potem wracał ze zdobyczą do Pińczowa. Wówczas chłopi ze Stępocic, Lipówki i Węchadłowa napadli na Szwedów, zabijając sześćdziesięciu żołnierzy. Następnie ich ciała wrzucili do wyschniętej studni koło Zagórza, a spłoszony koń uniósł do lasu zwłoki oficera. Do dzisiaj mieszkańcy Lipówki i Stępocic opowiadają, że w miejscu tej bitwy czasem widać olbrzymiego konia płynącego w powietrzu.
Szwedzki bęben
Niegdyś w kościele w Wolicy znajdował się szwedzki bęben, W czerwcu 1886 r. spłonął on wraz z drewnianą świątynią. Jeszcze długo po pożarze ludzie często słyszeli głuchy warkot tego bębna, upamiętniającego w ten sposób dwa wydarzenia – pogrom Szwedów i pożar kościoła.
Tajemniczy strzał
To niezwykłe wydarzenie związane jest z powstaniem styczniowym. Oddział powstańców, pod dowództwem Jana Winiarskiego, dzięki pomocy miejscowej ludności wycofał się z niebezpiecznego miejsca w stronę Wolicy i Parszywki (obecnie Orkanów). Tropiący powstańców Kozacy stracili ślad „buntowszczyków” i bezskutecznie wałęsali się po okolicy. Zmęczeni uganianiem się po lasach i wertepach rosyjscy żołnierze zakwaterowali się w karczmie znajdującej się w Bronowie na trasie Działoszyce- Ksawerów- Dziewięczyce. Oficerowie wystawili nocne warty i zajęli się pijaństwem. Po kilku godzinach jeden z nich sprawdził, że wartownik śpi, więc zastrzelił go.
Na drugi dzień Rosjanie opuścili wieś, zostawiając zabitego. Właściciel karczmy w jego płaszczu znalazł zaszyte pieniądze i złote kosztowności. Następnie pochował ciało na miejscu zbrodni, stawiając tam figurę św. Anny Do dziś stoi obok zabudowań Kazimierza Puchały. Wieczorem, co pewien czas, słychać tu głuche wystrzały podobne do uderzenia grubym kijem o deski stodoły. Przechodzący tędy ludzie żegnają się nabożnie i jak najszybciej starają się oddalić od tego strasznego miejsca.
Płacząca sanitariuszka
18 czerwca 1863 r., w pobliżu Gór Pińczowskich, podczas potyczki zginęło trzech powstańców. Wielu było rannych, a wśród nich dowódca oddziału Bończa – Konrad Błaszczyński, który zmarł trzy dni później w Lubczy. Pochowany został w Nawarzycach, w grobowcu Nowowiejskich.
Sanitariuszka ze wspomnianego oddziału – Teofila z łagowskich Waligórska, żona generała Aleksandra Waligórskiego, pochodziła z Krakowa. Podczas walki została ciężko ranna, a po bitwie przewieziona do folwarku Jana Mazurskiego w Przecławce, gdzie wkrótce zmarła. Pochowano ją na cmentarzu parafialnym w Wolicy. Do II wojny światowej na grób bohaterskiej sanitariuszki przyjeżdżała rodzina z Krakowa. W miejscu, gdzie znaleziono martwą Teofilę Waligórską, stoi obecnie żelazny krzyż na kamiennym cokole, usytuowany przy drodze z Gór do Przecławki i Wolicy, w przysiółku zwanym Bujnówką.
Według „wieści gminnej” ludzie przechodzący tędy wieczorami, przy świetle księżyca, widują kobiecą postać i słyszą jej płacz i szlochanie.
Ksawer
Zygmunt Zachariasz był świadkiem niecodziennego wydarzenia, które miało miejsce podczas okupacji hitlerowskiej w Działoszycach.
Świetnym kowalem we wsi Przytyk był Ksawery Leszczyński. Potrafił podkuć konia, naprawić maszyny rolnicze. Starsi mieszkańcy wspominali, że w czasie I wojny światowej Austriakom naprawiał armaty. Potocznie nazywano go „Ksawer”.
Pod koniec sierpnia lub początku września 1944 r., w okresie tzw. „Republiki Pińczowskiej”, w rynku działoszyckim pojawił się niemiecki oddział. Zaskoczeni tą sytuacją partyzanci, początkowo pochowali się w bramach domów. Potem opanowali panikę i rozpoczęła się gwałtowna strzelanina. Walka skoncentrowała się w pobliżu pomnika Tadeusza Kościuszki, stojącego wówczas na środku rynku, gdzie teren był całkowicie otwarty. Wśród największego terkotu broni maszynowej, z pobliskiej restauracji wytoczył się pijany „Ksawer” i zaczął krzyczeć: Chlopaki co wy robita, przecież możecie zrobić se krzywdę, jeszcze się pozabijacie. Jednocześnie pokazywał pojedyncze gesty. Takie zachowanie się człowieka bez broni wywołało konsternację wśród strzelających przeciwników. Wszystko w rynku ucichło. Nagle jakiś Niemiec rzucił granatem w stronę „Ksawera”, którego odłamek ranił w rękę. Pomocy udzielił mu działoszycki lekarz Karol Grębowski.
Unoszące się snopy
W 1951 r. w Działoszycach miało miejsce niezwykłe zjawisko. Był piękny, słoneczny dzień. W samo południe na tzw. Zakościelu, snopy zboża uniosły się wysoko w górę (ponad 20 metrów), by po pewnym czasie powrócić na dawne miejsce.
Właściciel pola, człowiek wykształcony i pełen powagi, ze zdziwieniem oglądał to niecodzienne wydarzenie. Później, niechętnie o tym mówił.
(Na podstawie szkicu Genowefy Pilniakowskiej – Spełnione marzenia, Działoszyce 29 V 1983 r.)
Złoty cielec
Kolejną miejscową legendą jest legenda o złotym cielcu. Według znawców judaizmu pod tą postacią Żydzi czcili Jahwe. W opowieściach wielokroć przewija się tajemnicza figurka przedstawiająca byka a wykonana ze szczerego złota. Wg podań cielec ten znajdował się w działoszyckiej synagodze i w okresie działań wojennych został gdzieś ukryty. I właśnie o miejscu rzekomego ukrycia cielca krążą dwie legendy. Pierwsza z nich mówi, że cielec ów został ukryty w jednej z piwnic kamienicy znajdującej się w Rynku, gdzie przez cały rok znajduje się woda.
I tu szkopuł dla ewentualnych poszukiwaczy, gdyż dowiedzieliśmy się, że w około 80% piwnic znajdujących się pod kamienicami w Rynku istotnie przez okrągły rok jest woda
Kolejna opowieść jest bardziej tajemnicza, a mówi o miejscu ukrycia cielca następująco: w którejś z ksiąg żydowskich istnieje zapis o godzinie i konkretnym dniu roku, w którym księżycowy cień wieży chrześcijańskiego kościoła wskaże w szczerych polach miejsce jego ukrycia…
_______________________________________________________________
Ile w tych opowieściach prawdy nikt naprawdę nie wie i tak jak na wszystkie legendy i podania należy patrzeć na nie z przymrużeniem oka.
Na podstawie przekazów ustnych oraz książki
Adama Sznajderskiego, Działoszyce 2000, Tuchów 2001
opracował Paweł Kamiński